W tym sezonie Miami Heat zaliczyło drugie zwycięstwo nad Orlando Magic (104:86). Marcin Gortat wszedł na boisko na 12 minut gdy wynik meczu był już przesądzony. W tym czasie zdobył cztery punkty i miał pięć zbiórek.
Heat grali u siebie a w ich drużynie bezkonkurencyjny był Dwyane Wade, który zdobył 25 punktów. Zwycięstwo przyszło im łatwo. Od samego początku to oni dyktowali warunki gry. Pierwszą kwartę zakończyli z piętnastopunktową przewagą.
Koszykarze z Magic słabo grali w obronie i nie mogli rozgryźć przeciwnika. Dzięki temu po trzeciej kwarcie przegrywali już 89:60. Czwarta część sportkania z Gortatem na boisku przyniosła zmniejszenie dystansu do gospodarzy, ale rozstrzygnięcia meczu nie zmieniła.
W zespole Magic wyróżniał się Dwight Howard (17 punktów, 14 zbiórek), ale pozostali gracze nie spisali się dobrze. Najbardziej zawiedli Rashard Lewis i Vince Carter, którzy wspólnie zdobyli 19 punktów.
W pozostałych czwartkowych spotkaniach NBA, koszykarze z Chicago Bulls pokonali New York Knicks 98:89, zaś Portland Trail Blazers okazali się lepsi od Phoenix Suns 105:102.
Wyniki spotkań NBA (17 grudnia 2009):
Ciekawe, ze Orlando nie radzi sobie z Miami. Byc moze jest to spowodowane tym, ze gracze wysocy bardzo dobrze radza sobie na poldystansie. Beasley, Jarmaine i Haslem uwielbiaja grac troche dalej od kosza - czyli obrona Howarda traci troche ze swoich atutow.
Wszystko prawda. Tylko ze w Heat brakuje 2 opcji, ktora moglaby naprawde wesprzec Wade'a. Chalmers troche spuscil z tonu. Beasley musi sie jeszcze sporo nauczyc. Zreszta to mlodziaki. Potrzeba jest kogos takiego jak Shaq, gdy Heat zdobywali tytul. J.O taki nie jest i nie bedzie.