Kolarze uczestniczący w 94. Giro d'Italia złożyli hołd Wouterowi Weylandtowi podczas czwartego etapu z Genui do Livorno, liczącego 216 km. Wyniki dzisiejszego przejazdu nie będą brane pod uwagę, a pieniądze z nagród mają zostać przekazane rodzinie tragicznie zmarłego wczoraj kolarza grupy Leopard-Trek.
- Uszanujemy każdą decyzję, jaką podejmą kolarze i drużyna Woutera Leopard-Trek - powiedział przed dzisiejszym etapem dyrektor wyścigu Angelo Zomegnan. Peleton przejechał trasę w wolnym tempie, a metę jako pierwsza przekroczyła ekipa zmarłego zawodnika - sytuacja ta nosi nazwę neutralizacji.
- Z szacunku dla rodziny Woutera oraz by móc podzielić się naszym żalem ze światem kolarskim będziemy jechali dalej. Jednak jeśli któryś z naszych zawodników nie będzie w stanie uczestniczyć w zawodach zaakceptujemy to – oświadczył dyrektor sportowy Leopard-Trek, Brian Nygaard.
Tymczasem belgijska gazeta "Het Laatste Nieuws" informuje na swoich stronach internetowych, że Wouter Weylandt przeczuwał zbliżające się nieszczęście. W wiadomości przesłanej szkoleniowcowi napisał, że boi się o swoje bezpieczeństwo.
- Wyścig jest niebezpieczny i przebiega w nerwowej atmosferze. Przysparza mi sporo zmartwień - stwierdził kolarz w SMS-ie do Jefa van den Boscha.
Przeczytaj także: Śmiertelny wypadek Woutera Weylandta w Giro d'Italia »26-letni Weylandt w czasie zjazdu zaczepił przednim kołem o mur, uderzył w niego głową, a następnie został wyrzucony w powietrze. W wyniku upadku na asfalt doznał śmiertelnego pęknięcia podstawy czaszki.