Nie Roger Federer, nie Novak Djoković ani nawet Andy Murray, a Marin Cilić sięgnął w tym roku po zwycięstwo w wielkoszlemowym US Open. Chorwat w finale imprezy na kortach Flushing Meadows pewnie pokonał Kei Nishikoriego. Tenisista z Bałkanów w Nowym Jorku rozstawiony był dopiero z numerem czternastym.
Cilić na wygranie meczu z Japończykiem potrzebował w sumie 114 minut, imponując stoickim spokojem, pewnością siebie, solidnym serwisem i precyzyjnymi uderzeniami. 16. zawodnik ATP triumfował 6:3, 6:3, 6:3, pokazując, że jego zwycięstwa nad Gillesem Simonem, Tomasem Berdychem i wspomnianym bazylejczykiem nie były dziełem przypadku.
Bez niespodzianki obyło się za to w finale turnieju kobiecego, w którym najlepsza okazała się Serena Williams. Amerykanka przed własną publicznością pokonał 6:3, 6:3 Karolinę Woźniacką, pogromczynię m.in. Marii Szarapowej.
Przypomnijmy, że w stolicy USA zupełnie nieudany występ zaliczyli Polacy. Jerzego Janowicza dość szybko odprawił z kwitkiem Kevin Anderson, z kolei Agnieszka Radwańska odpadła już w drugiej rundzie, przegrywając z rewelacyjną Chinką Shuai Peng.
