T-Mobile Ekstraklasa: Legia Warszawa i Korona Kielce wracają z tarczą, kompromitacja Śląska Wrocław i Wisły Kraków

Śląsk Wrocław przegrał 0:4 z Legią Warszawa w hitowym meczu 19. kolejki T-Mobile Ekstraklasy. Patrząc na to co się działo na boisku, można stwierdzić krótko - był to potężny nokaut. Goście po błędzie Dariusza Pietrasiaka wyszli na prowadzenie już w... pierwszej minucie meczu, a do siatki trafił Janusz Gol. Ten sam zawodnik nieco ponad dziesięć minut później podwyższył prowadzenie swojej drużyny, wykorzystując nieporadność obrońców i bramkarza wicemistrza Polski.
Nie był to koniec koszmaru dla Oresta Lenczyka i jego podopiecznych. W 34. minucie ponownie w głównej roli pokazał się Pietrasiak, który znów miał problemy z opanowaniem piłki, a w walce o nią z Danijelem Ljuboją, zmuszony był do faulu, za co obejrzał czerwoną kartkę. Sam poszkodowany ustawił sobie piłkę na 25 metrze i precyzyjnym strzałem posłał ją w samo okienko bramki. Do przerwy więcej goli nie padło, głównie dzięki dobrej postawie Mariana Kelemena, bo pisząc krótko - gdyby nie on, to lekkie powinno być 5:0 dla Legii po 45 minutach. Po zmianie stron obraz gry się nie zmienił, choć drużyna z Warszawy miała już świadomość z wysokiego prowadzenia i tego, że dziś wychodzi jej po prostu wszystko. Jedyną bramkę w tej części gry strzelił Inaki Astiz, który wykorzystał dobrą wrzutkę z rzutu rożnego Rafała Wolskiego. Okazji na zdobycie kolejnych goli nie brakowało, a gracze Śląska mogą tylko mówić tylko o bardzo dużym szczęściu, że uniknęli jeszcze większej kompromitacji. W drugim niedzielnym spotkaniu również było dość sensacyjnie. Wisła Kraków przegrała 0:1 na własnym stadionie z Koroną Kielce. Podopieczni Kazimierza Moskala rozegrali jedno z najdziwniejszych spotkań w tym sezonie. W pierwszej połowie zrobili rywalowi tzw. "Barcelonę" - mieli prawie 80 procent posiadania piłki. Niestety nic z niej nie wynikało, bo Biała Gwiazda nie oddała ani jednego celnego strzału na bramkę. Kibicom mistrza Polski pozostawało mieć nadzieje, że zobaczą je po przerwie.
Druga połowa zaczęła się jednak fatalnie dla gospodarzy, bowiem w 48. minucie za drugą żółtą kartkę wyleciał Michał Czekaj. Obraz gry uległ zmianie, a do głosu częściej zaczynała dochodzić Korona. W 59. minucie stało się to, co stać się musiało - znakomicie w pole karne wszedł Paweł Sobolewski i zdobył jak się później okazało zwycięskiego gola. Wisła starała się i robiła co mogła, aby odrobić straty, jednak była zupełnie bezradna i co gorsza ciągle miała problemy z oddaniem celnego strzału na bramkę. Gracze z Kielc zasłużenie zdobyli dziś trzy punkty.