Słowacja zremisowała z Nową Zelandią 1-1, w swoim historycznym, pierwszym meczu na Mistrzostwach Świata. Nasi południowi sąsiedzi wiązali z tym występem ogromne nadzieje. Nowozelandczycy zaś, zagrali na Mundialu po raz pierwszy od 28 lat.
Pierwsza połowa nie była wielkim i godnym odnotowania widowiskiem. Widać było wyraźnie, że obie ekipy są totalnie spięte i z trudnością wiązały akcje. Ze strony słowackiej z dobrej strony pokazywali się Hamsik i Jendrisek, na bramce znów brylował były gracz warszawskiej Legii – Jan Mucha. W 37. minucie to Nowa Zelandia mogła zadać bolesny cios Słowakom. Smeltz uderzył piłkę z szóstego metra, ale Mucha świetnie zareagował. Bezbramkowy remis do przerwy, mówi wszystko o tym spotkaniu. Zewsząd wiało nudą i brakiem konsekwencji.
Na drugą połowę obie jedenastki wyszły dużo bardziej zdeterminowane i głodne gry. Za ambicję i wolę walki nagrodzeni zostali Słowacy. Historyczną bramkę w MŚ dla Słowacji zdobył Vittek, po podaniu Sestaka w 50.minucie. Od tego momentu nasi południowi sąsiedzi mieli gigantyczną wręcz przewagę na boisku. Mimo to, ani Jendrisek ani Vittek nie potrafili dobić ekipy z Nowej Zelandii. Grali coraz bardziej zachowawczo, zwalniali grę i wyraźnie czekali na ostatni gwizdek arbitra. Kiedy już wydawało się, że spotkanie zostało rozstrzygnięte, akcję przeprowadzili Nowozelandczycy i w doliczonym czasie gry zdobyli bramkę wyrównującą. Strzelcem gola - Reid. Ostatecznie mecz zakończył się remisem 1-1, co jest tak naprawdę, porażką dla pewnej zwycięstwa drużyny Słowacji.
Na stadionie w Rustenburgu kibice zobaczyli nudne spotkanie, bez większego polotu. Po raz kolejny widać, że mecz trwa od pierwszej do ostatniej minuty, a nie do momentu zdobycia bramki. Cóż, pogratulować zostaje Nowej Zelandii za walkę i determinację. Słowacy muszą pozostać z niedosytem, bo zwycięstwo było tak blisko.
