Australijska drużyna jest 10. przeciwnikiem reprezentacji Polski w tym roku. Przed tym meczem bilans Polaków był dokładnie remisowy – trzy zwycięstwa, trzy remisy i trzy porażki - z tym, że ostatnia wygrana miała miejsce pół roku temu. Tą sytuację miało zmienić spotkanie z piłkarzami z Antypodów.
Mecz rozpoczął się od ataków Polaków, ale to drużyna Australii pierwsza strzeliła gola. W 14. minucie Przemysława Tytonia pokonał Brett Holman, który wcześniej umiejętnie zwiódł dwóch polskich obrońców. Chwilę później Polska wyrównała za sprawą Roberta Lewandowskiego, ten wykorzystał celne dośrodkowanie Sebastiana Boenischa.
Kolejny gol dla Australijczyków padł w 26. minucie po kontrowersyjnym karnym, który został wykorzystany przez Luke’a Wilkshire’a. Polacy mogli wyrównać 8 minut później także z rzutu karnego, ale zbyt lekki strzał Lewandowskiego obronił Adam Federici.
Druga połowa rozpoczęła się podobnie jak pierwsza – Polacy nieprzerwanie atakowali przez 25 minut, po których gra się wyrównała, a mecz wyraźnie stracił swoją wcześniejszą dynamikę. W 70. minucie na boisku pojawił się Euzebiusz Smolarek, który kilkanaście sekund później mógł doprowadzić do remisu. Wcześniej czerwoną kartkę zdążył zarobić Emerton.
Po wejściu Smolarka polska drużyna na nowo odżyła – dwie groźne sytuacje z udziałem Lewandowskiego i jedna wyżej wspomnianego gracza warszawskiej Polonii pokazały, że Polacy jeszcze nie spisali spotkania z Australią na straty.
Następnie mecz znowu wrócił do nudnego tempa, które w końcówce po raz kolejny przerwał najpierw Lewandowski, a później Smolarek. Ostatecznie jednak Polska przegrała z Australią 1:2.
