Wisła Kraków zremisowała 1:1 Standardem Liege w pierwszym meczu 1/16 finału piłkarskiej Ligi Europejskiej. Gospodarze pomimo tego, że grali przez większą część spotkania w osłabieniu, zdołali wywalczyć korzystny wynik i w rewanżu z taką grą jak dziś, powinni pokusić się o sprawienie niespodzianki.
Mistrzowie Polski mogli wyjść na prowadzenie w 4. minucie meczu, lecz Łukasz Garguła nie dał rady skierować piłki nawet w stronę bramki, w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Biała Gwiazda z minuty na minutę spokojnie budowała swoją przewagę. W 22. minucie znów nadarzyła się dogodna okazja na strzelenia gola, lecz Maor Melikson zbyt lekko uderzył piłkę.
Chwilę później nastąpił prawdziwy koszmar. Podopieczni Kazimierza Moskala rozgrywali piłkę niedaleko od swojego pola karnego, St. Liege zaatakował pressingiem, błąd popełnił Nunez, przez który Buyens znalazł się oko w oko z Pareiko. Sytuacje próbował ratować Czekaj, lecz faulował rywala za co został ukarany czerwoną kartką, a sędzia wskazał na jedenasty metr. Rzut karny pewnie wykorzystał Cyriaca.
Piłkarze Wisły byli zszokowani i załamani takim obrotem sprawy. Goście grali spokojnie - nie ruszyli do szturmu, mając świadomość gry w przewadze jednego zawodnika. Do końca pierwszej połowy niewiele się już działo i oba zespoły mogły zejść do szatni omówić taktykę na drugie czterdzieści pięć minut.
Zaraz po wznowieniu gry dobrą okazje na wyrównanie miał Genkow i Małecki, jednak obaj nie zdołali pokonać Bolata. Standard nie forsował tempa, grał spokojnie, jakby czekał, że nadarzy się kolejna okazja, którą wykorzystają i przypieczętują nią niejako swój awans. Wiślacy poczynali sobie coraz śmielej. W 68. minucie Iliev znakomicie dograł piłkę w pole karne, jednak... nikogo tam nie było.
Piłkarze z Krakowa atakowali i w końcu przyniosło to skutek. Maor Melikson dośrodkował w pole karne do Cwetana Genkowa, a Bułgar bez większych problemów umieścił piłkę w siatce. Biała Gwiazda złapała wiatr w żagle, jednak na kolejne bramki nie starczyło już czasu.
