Tomasz Adamek pokonał niejednogłośnie na punkty 115-115 ; 115-113 ; 116-112 Steve`a Cunninghama na gali w Bethlehem. Końcowy werdykt wywołał trochę kontrowersji, gdyż z przebiegu dwunastu rund to "USS" prezentował się lepiej optycznie od Polaka - lecz trzeba podkreślić, że kilka rund było bardzo wyrównanych i ciężkich do wskazania lepszego. "Góral" był cały czas nękany przez rywala lewymi prostymi, które utrudniały mu dojście do przeciwnika.
Amerykanin był lżejszy, wyższy i miał dłuższy zasięg rąk. Wszystkie te walory znakomicie wykorzystywał, przez co nasz pięściarz miał bardzo ciężko czymś go zaskoczyć. Cunningham był także bardzo ruchliwy w ringu od pierwszego, aż do ostatniego gongu, z kolei Adamek spokojnie za nim kroczył.
Początek walki - jak to często bywa - był wyrównany. Obaj pięściarze spokojnie się badali. Polak starał się zaznaczać swoją przewagę w ringu ostrym przyśpieszeniem w ostatnich dziesięciu sekundach rund, lecz z czasem "USS" był już na to przygotowany. Lepsza postawa Cunninghama zaczęła się coraz mocniej zaznaczać, jednak w połowie całek walki były rundy, gdzie ciężko było wskazać zwycięzce.
Adamek mając świadomość tego, że przegrywa raczej na punkty, w ostatnich trzech rundach zaczął bić odważniej, choć nie można mówić o tym, iż był w nich zdecydowanie lepszy. Werdykt okazał się lekko zaskakujący nawet dla naszego pięściarza, ale jak mówią eksperci - w tak wyrównanym starciu wygrało nazwisko.
