Agnieszka Radwańska doszła w tegorocznym Wimbledonie do półfinału, lecz na początku nie doceniała tego tak bardzo jak teraz. Polka miała świadomość tego, że pierwszym triumf w Wielkim Szlemie był na wyciągnięcie ręki, bowiem najgroźniejsze rywalki odpadły znacznie wcześniej. Niestety zaporą nie do przejścia niespodziewania okazała się Sabine Lisicki. "Isia" po tym jak opadły emocje przyznała jednak, że jest zadowolona z tego co osiągnęła i liczy, że to nie koniec dobrych wyników w tym sezonie.
- Wiedziałem, że Sabina dobrze gra na trawie. Przed Wimbledonem nie miała wprawdzie wysokich wyników na tej nawierzchni, ale i tak spisuje się na niej poziom wyżej. Zdawałam sobie sprawę, że nie będzie to łatwy mecz. Mnie bardzo dużo kosztowały trzy poprzednie spotkania, w których średnio grałam po trzy godziny. Czułam to w każdym mięśniu i kości. Tak naprawdę zabrakło tylko dwóch piłek, ale mam nadzieję, że to nie była moja ostatnia szansa na finał. Oczywiście nie byłam szczęśliwa po tym meczu, bo było naprawdę blisko. Z drugiej strony to mój drugi największy sukces w Wielkim Szlemie. Tak czy owak to bardzo wielki sukces i nie mogę aż tak narzekać – powiedziała Radwańska.
